Na drodze ku lepszym zdjęciom

W marcu postanowiłem zapisać się na kurs fotografii. Decyzja została oczywiście poprzedzona tygodniami namyślania, ale stwierdziłem, że inwestowanie w umiejętności zawsze jest dobrym pomysłem. Po podjęciu decyzji zacząłem się zastanawiać jak pogodzić wszystkie obowiązki i aktywności z dodatkowym wyzwaniem jakim jest poświęcenie jednego popołudnia na owy kurs. Postanowiłem, że skoro już tam idę, to trzeba poświęcić fotografii maksimum czasu jakie mam. Chciałem wyciągnąć z zajęć 100%, a nie prześlizgnąć się po lekcjach.

Następstwem tej decyzji było kompulsywne czytanie książek o fotografi i oglądanie video na tenże temat. Krótko mówiąc zwariowałem i jedyne czym się zajmowałem to fotografia. Po miesiącu drążenia tego tematu już nie mam takiego parcia (chociaż o dziwo, nadal mógłbym zagłębiać temat zdjęć bez najmniejszego znudzenia) i „pozwalam sobie” na czytanie książek czy oglądanie video nie związanych z tematyką fotograficzną.

Zdjęcie, które nie ma nic wspólnego z tym wpisem, ale mi się podoba.

Po przydługim wstępie chyba powoli zmierzam do brzegu – nasycenie się tymi treściami uświadomiło mi, że ani książki, ani filmy, ani kursy nie sprawią, że będę robił lepsze zdjęcia. Pochłanianie wiedzy bez robienia zdjęć jest nic nie warte. To banał, prawdziwy, ale banał. Z okazji, że nie lubię banałów i wypowiedzi nie niosących za sobą żadnej wartości, to muszę coś jeszcze dodać. Otóż stwierdziłem, że lepsze zdjęcia będę mógł zacząć robić dopiero gdy ich temat zaczną być ludzie i to najlepiej obcy.

W taki właśnie sposób zacząłem zaczepiać obcych na ulicy i pytać ich o zgodę na zdjęcie. Od razu powiedziałem sobie, że nie mogą to być fotki z przyczajki, ale zdjęcia robione ludziom, którzy są tego świadomi. Dzięki temu będę miał szansę uchwycić na fotografiach jakieś emocje. Nawet jeśli „model” ich nie wykazuje, to myślę, że mój stres wynikający z zaczepienia obcej osoby przeniknie na zdjęcie i daj Boże będzie jakąś wartością dodaną.

Kilka razy już zdobyłem się na odwagę i zapytałem obcej osoby o pozwolenia na zdjęcie. O ile stres jest ogromny, to uderzenie hormonów(?) po wykonaniu zdjęcia jest nieporównywalnie większe. Radość i poczucie spełnienia wynagradza wszystko i motywuje do dalszego nagabywania obcych. Sprawa jest łatwiejsza jeśli chodzę z aparatem analogowym – ludziom można wytłumaczyć, że zdjęcie nie zostanie umieszczone w internecie, a do tego nie ma możliwości zobaczenia go od razu. Sytuacja, gdy zrobiłbym klatkę cyfrówką, a „model” chciałbym ją zobaczyć byłaby mocno krępująca, bo nie wiem czy moje zdjęcie spełniłoby jego wymagania. Straszną rzeczą jest widzieć w oczach fotografowanej osoby rozczarowanie i chciałbym tego uniknąć. Na razie mój portretowy skill jest na tyle mały, że wolałbym nie konfrontować swojego „dzieła” z zaczepioną osobą.

Dobra, koniec. Zdjęcie wrzucone na przekór. Zresztą większość fot, o których pisałem mam na kliszy. Zresztą nr.2 nie bardzo wiem, czy ja takie foty mogę wrzucać na blogaska. Rodo, płodo i te sprawy, a stachi.pl ma tylu fanów, że mógłby być pod tym względem problem.